O filmie „Epidemia”. . . i nie tylko

„EPIDEMIA – nic nie pamiętam, lecz nigdy nie zapomnę…” – film Nielsa Frandsena (Dania)

„Delfiny. Stanowiły dla mnie niezwykłą atrakcję.
Patrzę na nie w górę z basenu. Panie stojące wzdłuż brzegu basenu patrzą w dół.
W wodzie są inne dzieci, dużo dzieci. Jestem częścią tej historii, a ta historia jest częścią mnie. Jeszcze raz patrzę w górę na delfiny. Wyglądają tak, jakby żyły, lecz się nie ruszają – zastygłe w pół skoku. Wpadam tyłem do wody. Żyję. Jestem.”

To pierwsze słowa pięknego i głęboko poruszającego i filmu, w który duński reżyser Niels Frandsen przekształcił swoje wspomnienia i historię swojej rodziny. Niels Frandsen zachorował na polio, gdy miał rok, w czasie wielkiej epidemii w Kopenhadze w 1952 roku.

Poniżej przedstawiamy tłumaczenie wywiadu z reżyserem filmu „Epidemien”, zamieszczonego w australijskim biuletynie Polio Perspectives  w 2006 roku.

 (MA – Mary-Ann / N – Niels / L – Lona, żona Nielsa)

MA: Witam. Ile miałeś lat, gdy zachorowałeś na polio? 

N: To było w 1952, miałem wtedy  rok. Trwała wtedy epidemia. W jej szczytowym okresie w ciągu dwóch miesięcy zachorowało od sześciu do siedmiu tysięcy ludzi z sześciomilionowej populacji. 

MA: Australijczycy, którzy przeszli polio, będą chcieli wiedzieć, jakie były jakieś różnice w leczeniu polio w innych krajach. U nas wielu chorych, głównie dzieci, było izolowanych w szpitalach bez żadnego kontaktu z rodziną ani przyjaciółmi. 

N: W Danii było tak samo. Przebywałem w szpitalu tygodniami i moja mama oraz członkowie rodziny mogli mnie zobaczyć tylko zza szyby, ale nie mogli wejść do środka. Jeszcze ciężej mieli ludzie ze wsi. Dzieci były zabierane do miasta i nie widziały swoich rodziców przez 2-3 miesiące; także wielu rodziców myślało, że to jest zbyt niebezpieczne – dla obu stron. Niektórzy mówili mi, że nigdy nie widzieli swoich rodziców, mieszkających w odległości zaledwie 100km – wielu nie było stać na podróż.

MA: Mówisz w filmie: “Nic nie pamiętam, ale nigdy nie zapomnę…”, a jedna rzecz uderzyła mnie oglądając ten film –   jego eteryczność, zmienna ostrość. Czy zrobiłeś tak, bo to jest Twój styl, czy z innego powodu?

N: Podążałem ścieżką wspomnień. Naprawdę nie potrafiłem sobie przypomnieć niczego, więc musiałem odtworzyć niektóre wspomnienia. Może to jest przyczyną – nie jestem pewien. Przeprowadziłem wiele wywiadów, aby się czegoś dowiedzieć, i w końcu chciałem aby były bardzo osobiste. W ten sposób mogłem wykorzystać wszystkie te wywiady. Mogłem przeszukiwać to, co chciałem i rozgryźć to, co wydawało mi się, ze pamiętam. Przeprowadziłem wywiady także z rodzicami i moją siostrą, ale film jest o epidemii w 1952. Byłem w szpitalu 2-3 miesiące przed powrotem do domu i wróciłem tam jeszcze potem. Więc film zawiera mieszaninę opowieści. Niektóre z nich to moje przeżycia, a inne tylko zasłyszane.

MA: Co Cię zainspirowało, by zrobić ten film?

N: Jestem filmowcem od ponad 20 lat, zajmuję się tematami edukacyjnymi, społecznymi i innymi. W 1999 zacząłem doświadczać pewnych objawów zespołu post polio, a w ciągu ostatnich czterech lat poczułem się znacznie słabszy.

MA: Czy mogę Cię zapytać, jakie są u Ciebie pozostałości polio?

N: Od dzieciństwa noszę aparat na lewej nodze, a teraz czuję osłabienie prawej, to trwa już 4 lata. Generalnie żyłem normalnie, zdobyłem wykształcenie, pracę – ale teraz nie mogę chodzić na dłuższe dystanse z powodu tego nowego osłabienia mięśni.

MA: Czy zauważyłeś, że Twoja “zdrowa noga” zaczyna boleć?

N: O tak! Czułem, że trzeba coś z tym zrobić, zarówno pod względem emocjonalnym jak i fizycznym. Moja rodzina i ja teraz mówimy o tym szczerze.

MA: Jak dowiedziałeś się, że to jest „syndrom post polio” i kiedy po raz pierwszy usłyszałeś tę nazwę?

N: W Danii jest Instytut Polio i słyszałem to określenie, ale nie dałem się wtedy zdiagnozować. Nie mogłem o tym wtedy powiedzieć mojej żonie i dzieciom.

MA: A jak Ty się z tym czułaś Lono? Czy widziałaś jakieś zmiany w Nielsie?

L: Tak, na początku nie mogłam zrozumieć, że on nie chce o tym rozmawiać, bo nie wydawał mi się niepełnosprawny. Ale przecież nie mógł jeździć na nartach ani myć podłogi. A gdy mieliśmy pierwsze dziecko, mówił, że to nie jest dobry pomysł i że powinniśmy byli zaczekać. Wtedy mieszkaliśmy w komunalnym mieszkaniu na trzecim piętrze i mówił, że będzie trudno sobie z tym poradzić. Przez cały czas naprawdę nie chciał o tym rozmawiać. Potem znaleźliśmy inne mieszkanie, na parterze.

MA: Niels, ile miałeś lat, kiedy urodziło się to dziecko?

N: 28.

L: Zawsze chodziłeś pływać i pewnego dnia po powrocie z basenu w Instytucie Polio, wspomniałeś o spotkaniu osób z post-polio. To było dla mnie coś nowego, i kiedy powiedziałeś, że chcesz to sprawdzić, ja zapytałam: „Czy chcesz żebym z tobą poszła?”, a ty odpowiedziałeś „OK”. To było coś dobrego. Na spotkaniu było kilkaset osób, wiele bez widocznych objawów. Potem były inne rzeczy jak np. nie wykładanie plakietki niepełnosprawnego kierowcy w samochodzie.

MA: A więc pływanie w Instytucie Polio pomagało Ci?

N: Pływanie jest jak – wolność.

MA: A po tym jak zacząłeś zauważać te objawy, poczułeś że masz coś do zrobienia?

N: Czułem, że muszę sobie z tym poradzić – wtedy po myślałem o filmie. Nie miałem wtedy nic na ten temat. Pytając ludzi, zebrałem kilka starych filmów o chorych – głównie filmów propagandowych, które miały pomóc w zbiórce pieniędzy. Trudno mi było oglądać te filmy, ponieważ byłem zbyt związany emocjonalnie i mogłem pracować tylko przez dwa tygodnie. Byłem także zaskoczony rozmiarem epidemii, gdyż gdy dorastałem nie spotykałem osób po polio ani innych niepełnosprawnych. Inna rzecz, która mnie zaskoczyła, to fakt, że to było takie poważne. Nigdy nie myślałem, że można na to umrzeć.

MA: Statystycznie, uważa się, że 1% ludzi chorych na porażenną postać polio zmarło  – to i tak duża ilość.

N: W Danii to było 300 osób. Nigdy nie myślałem, że mogłem na to umrzeć!

MA: A więc wiele się nauczyłeś podczas kręcenia tego filmu?

N: Tak, z pewnością wiele się nauczyłem! Nie wiedziałem też, że wystąpiłem w jednym z tych starych filmów – może przez jedną sekundę.

MA: Czy szukałeś siebie samego, jako młodego chłopca?

N: Myślę, że tak.

MA: Jak długo robiłeś ten film?

N: Kilka lat. Było trudno znaleźć fundusze. W  latach 50-tych, 25% wszystkich duńskich rodzin miało do czynienia polio, bądź znało kogoś, kto zachorował. Ostatecznie Duńska Federacja Filmowa przekazała fundusze.

MA: Rozmawiając o finansowaniu: członkowie Polio Network musieli zgromadzić $36,000 by nakręcić  film „Zespół postpolio: doświadczenie australijskie”. Fundusze te pochodziły głównie od społeczeństwa. Myślałam, że Rotarianie będą zainteresowani.

N: Także próbowałem, nie byli.

MA: Więc trwało to kilka lat – czy czujesz, że to Ci dało to, czego się spodziewałeś? Czy jeszcze coś innego?

N: Muszę przyznać, że było ciężko, ponieważ chciałem wiedzieć jak to było w tamtych czasach. Dla matki czy ojca, to musiało być straszne. Chciałem zrobić film bardzo emocjonalny,  a mój montażysta chciał, aby film był oparty na faktach, więc walczyliśmy. W końcu zmiksowaliśmy elementy emocjonalne i fakty. To było zupełnie różne od innych moich filmów.

MA: Moja wolontariuszka Jill, pojechała do Dubbo by zobaczyć „Epidemię” i powiedziała, że wszyscy tam podeszli bardzo emocjonalnie. Wtedy zdecydowałam, że powinnam dostać kopię.

N: Film odniósł wielki sukces dla Danii. Był wiele razy pokazany w telewizji i w kinach. Wielu ludzi przeszło podobne doświadczenia – nie mówiąc o tym – a po obejrzeniu filmu okazało się, że znów należy o tym rozmawiać.

Widzowie o filmie i… o sobie

Judith Bell: (…) Film jest oparty na prawdziwej historii reżysera, jako osoby po polio. To jest wspaniały film, ale kazał powrócić mrocznym i nieprzyjemnym myślom, o doświadczeniach, przez które osoby po polio musiały przejść. To było fantastyczne dla osób takich jak ja, które tylko słyszały, jak to było. (…) To było wzruszające, słyszeć rodziców Nielsa mówiących, jak ciężkie było to dla nich, ponieważ Niels miał tylko 18 miesięcy, kiedy zachorował. Miał starszą siostrę, która opowiadała o swoich wspomnieniach. Pamiętała, jak zostawała sama, kiedy rodzice odwiedzali brata. Ten film pokazał mi, jak wiele ludzi było zaatakowanych przez polio i jak ciężko było ich rodzicom, gdy mogli widzieć swoje dzieci tylko przez okno. Cieszę się, że było mi dane zobaczyć ten film, ponieważ teraz wiem, co mój mąż musiał przejść w dzieciństwie i chciałabym, tak jak i cała moja rodzina, by zobaczył, że rozumiemy go, szczególnie teraz, kiedy cierpi na Post Polio.

Ron Bell: Zgadzam się z Judith, że to świetny film; ja dostrzegłem w nim film także o moim życiu. Zapomniałem wiele z tego, co się ze mną działo i co wydarzyło się w szpitalu. Dla mnie oglądanie tego filmu było bardzo emocjonalnym przeżyciem i płakałem pierwszy raz, odkąd pamiętam. Nigdy nie płakałem, ponieważ nigdy na poważnie nie myślałem, że mam problem, pomimo że z dzieciństwa w szpitalu pamiętam samotność i traumatyczne chwile. (…) Przypomniało mi się, jak wynoszono nas z łóżkami na dwór, abyśmy złapali trochę słońca, i jak miałem gips na obu nogach. (…) Tak jak w filmie, byłem zdeterminowany, by chodzić. Na filmie pokazany jest chłopak po polio, tak jak ja uczący się chodzić przed lustrem, aby nikt nie poznał, że coś jest z nim nie tak. Dla mnie tak zaczęło się chodzenie bez aparatów. Mógłbym opowiadać o tym filmie bez końca.

Mariola: Film oglądałam z wielką uwagą, przewija się tam ciągle wątek basenu …. Ja od najmłodszych lat basen zaliczałam bardzo często, bo w wodzie czułam się jak ryba. To co pamiętam z dzieciństwa, to właśnie basen, parafina i gimnastyka. Innych wspomnień z choroby nie mam; miałam rok i 8 miesięcy, jak zachorowałam. Wiem tylko, że leżałam 4 miesiące w szpitalu, siostry musiały mieć kwarantannę i nie chodziły do szkoły, cała kamienica, w której mieszkaliśmy była przez sanepid dezynfekowana… Nie pamiętam pobytu w szpitalu, ale pamiętam powrót do domu, radość rodzeństwa z mojego powrotu (siostra zrobiła domek dla lalek, piękne stroje, i to wszystko stało przy moim łóżeczku)…

Noemi: Film „Epidemia” wywarł na mnie duże wrażenie. Ja akurat dużo pamiętam, bo zachorowałam gdy miałam już skończone 8 lat. Przez 3 tyg. leżałam też w „żelaznych płucach”, bo miałam porażenie klatki piersiowej. Kiedy już mogłam sama oddychać, tzn. stopniowo wynoszono mnie z tych „płuc”, abym przestawiała się na samodzielne oddychanie, pamiętam, że prosiłam aby mnie znowu tam umieszczano. Łatwiej oddychało mi się w tych „żelaznych płucach”, a ich szum dawał mi poczucie bezpieczeństwa. Oglądając ten film uświadomiłam sobie jak bardzo byliśmy jako chore dzieci osamotnione w swoim cierpieniu i jak bardzo tamten okres był wypełniony czekaniem; że ktoś przyjdzie nakarmić, że poda basen, że pomoże… Może dlatego jestem cierpliwa??? Bo wszystkie te przeżycia, to taka szkoła cierpliwości, wytrwałości.

Teresa: W temacie filmu i wspomnień – czas niestety zaciera już te wspomnienia, zaczynamy co raz mniej pamiętać, zostają nam jakieś skrawki, strzępy, ale jednak nadal coś tam jeszcze pamiętamy, a wszystkie te wspomnienia związane są z naszą chorobą, bo o takie wspomnienia nam chodzi teraz? Nasze dzieciństwo było smutniejsze, trudniejsze niż dzieciństwo naszych zdrowych rówieśników.
Moje dzieciństwo w dużej części spędziłam w Konstancinie, tam mnie operowano, rehabilitowano. To miasteczko jest bliskie mojemu sercu, zawsze gdy gdzieś usłyszę słowo Konstancin, wracają wspomnienia i niekiedy łezka tez poleci! Byłam jako mała dziewczynka daleko od domu, od rodziców, siostry i pamiętam tę tęsknotę za nimi, radość, gdy mnie odwiedzali i smutek, gdy mnie opuszczali; tego nie da się zapomnieć! Pamiętam salę, gdzie spaliśmy, pamiętam jak była umeblowana, jakie mieliśmy łóżka, gdzie była stołówka i jak wieczorami podkradaliśmy z niej chleb, który został po kolacji. Pamiętam Elę, starszą koleżankę przykutą do łóżka i jak ją z tym łóżkiem tarmosiłam na telewizje do tej stołówki; jak mi było przykro gdy pojechała do domu, a ze mną się nie pożegnała bo mnie nie było akurat, byłam na tzw. bloczkach. Pamiętam wujka, który przyjechał do mnie i przywiózł mi ze swojego ogrodu piękne żółte róże, które tak ślicznie pachniały! Pamiętam, jak raz taka mała jędza straszyła mnie, że umrę, bo mi krew z palca leciała i tak się bałam wtedy, a ona miała ubaw z koleżankami! Mam wiele jeszcze w pamięci różnych scenek, pielęgnuję tę pamięć w sobie, bo nie chcę zapomnieć, bo to było moje życie, dzieciństwo! Pamiętam lekcje, jakie nam organizowano w wydzielonych salkach i koleżankę, która pisała lewą ręką ładniej i zgrabniej niż ja prawą. I pamiętam pana Edwarda, który miał mi zdjąć gips z nogi krokodylem. Boże, w jakiej ja byłam wtedy panice, bo myślałam, że on przyniesie zwierzę krokodyla i nim będzie ten gips mi zdejmować, a on śmiał się i mówił: „Tereska, zaraz cię krokodyl zje”. A to był taki przyrząd po prostu, podobny w czasie pracy do otwartej paszczy krokodyla, takie coś w rodzaju obcęgów, tylko większe i tym rozpychał gips jakoś! A w domu pamiętam, jak mama co wieczór grzała parafinę, a ja musiałam się kłaść na stole i mama taką gorącą obkładała mi nogę i tak musiałam leżeć jakiś czas, a później ta moja noga była taka czerwona. Albo jak babcia chodziła do lasu i zbierała kolki, to znaczy igły sosnowe, mama gotowała te igły i wlewała do wiaderka, a ja w tym trzymałam nogę do czasu, aż ten napar wystygł; a ja tego nie chciałam, chowałam się, udawałam, że nie słyszę jak mnie do tej kąpieli woła. Robiła wszystko to, co zalecili jej lekarze! I tak mogłabym wspominać jeszcze długo, jeszcze mam dużo w pamięci…  

Elżbieta: prawdę mówiąc, sam film nie zrobił na mnie dużego wrażenia. Film jest zrobiony w konwencji artystycznej, ciekawie i bardzo osobiście. Jest trochę ujęć, które mnie wzruszają (takie sceny pamiętam z własnego życia), ale ogólnie, to może miałam większe oczekiwania. Co prawda nie wiedziałam, że była taka duża śmiertelność. Ciekawe, jak to wyglądało w Polsce? Ja zachorowałam w 1955 roku, czyli kiedy już była szczepionka, chociaż nie u nas. Trzeba tez przyznać, że moje całe życie – chociaż było całkiem zwyczajne, tj. studia, praca, rodzina – to ciągle też było powracaniem (z racji corocznego przebywania w Świebodzinie lub wśród znajomych, ze wspólnego tam przebywania) do tych tematów. Oswoiło mnie to z tematem na tyle, że ja ciągle i ciągle wracałam wspomnieniami do tamtych lat i mam je bardziej w pamięci, niż np. szkoły w domu w Białogardzie, czy okres studiów w Toruniu. Natomiast film ten pobudził we mnie chęć poznania, ile było epidemii i jak one przebiegały w Polsce.

Renata: Początek filmu to coś z mojego życia, gdy mówi mama Nielsa: „Podniosłam cię, a twoje stopki zwisały”.
Podobnie opowiadała mi moja babcia: „Wyjęłam cię z łóżeczka, chciałam postawić na nóżki, ale zauważyłam, że one zwisają i chybocą się bezwładnie”. Miałam wtedy niecałe 2 latka. Moje odczucia są podobne do odczuć bohatera filmu: szpitale, operacja za operacją, ból. I ogromna tęsknota za mamą. A lęk przed kocowaniem towarzyszył mi długie lata. Teraz wiem, że to nie kocowanie wzbudzało u mnie taki strach, tylko bezpośrednie bolesne ćwiczenia zaraz po.

Bożena: Obejrzałam film „Epidemia” i wróciły wspomnienia z lat mojego dzieciństwa. Pamiętam z opowiadań mojej mamy, że jak zachorowałam w ósmym miesiącu życia, lekarze najpierw podejrzewali zapalenie opon mózgowych. Okazało się, że zachorowałam na Heine-Medina. Pamiętam z opowiadań, że mama osiwiała w ciągu jednej nocy. Był to dla niej szok.

Byłam w różnych szpitalach, ale operacje miałam robione w Świebodzinie. Tam uczyłam stawiać się pierwsze kroki w aparatach ortopedycznych. Będąc w przedszkolu w Świebodzinie byłam bez przerwy rehabilitowana. Każdy mój postęp był nagrywany. Pamiętam zabiegi wodne, hydromasaże i inne zabiegi. Kiedy zakończyło się moje leczenie w Świebodzinie zostałam wypisana. Lekarze powtarzali mojej mamie, że nie ma się nade mną litować i żeby absolutnie nie wyręczała mnie w codziennych czynnościach życiowych. I tak było, mama była wobec mnie bardzo wymagająca, pomagała mi jedynie wtedy, kiedy sama nie byłam w stanie czegoś samodzielnie zrobić. Uczyła mnie konsekwentnie samodzielności. To sprawiło, że stałam się osobą samodzielną.

Prawdziwą szkołą życia był dla mnie pobyt w szkole podstawowej w Płakowicach koło Lwówka Śl. Wtedy nosiło to miejsce nazwę Państwowy Zakład Wychowawczy dla Dzieci Kalekich. Zakład nie był przystosowany dla osób z uszkodzonym narządem ruchu. Wszędzie schody, wysokie progi. Połamałam się tam trzy razy. Raz złamałam obojczyk prawej ręki i dwa razy łokieć tej samej ręki. Kiedy sięgam pamięcią wstecz sama się sobie dziwię, że jeszcze żyję. Nigdy potem nie miałam okazji być w Płakowicach. Bardzo bym chciała odwiedzić to miejsce, ale to chyba jest nierealne…

Zdjęcia pochodzą z filmu „Epidemien” oraz – ostatnie – z archiwum Bożeny