Aby utrzymać równowagę w naszych artykułach
dotyczących ciała i psychiki osób z PPS przedstawiamy kolejny
„wykład” o aspektach psychospołecznych życia osób z postpolio.
Sadzę, że nie popełnię błędu, jeżeli stwierdzę, że tekst ten zawiera
treści uniwersalne w odniesieniu do wielu schorzeń o charakterze
postępującym. Dlaczego jest również ważny dla nas, osób „PO POLIO”?
Otóż dlatego, że w naszym przypadku mamy za sobą epizod polio ze
skutkami, jakie nam zostawił. A teraz pojawiają się symptomy
„drugiego kalectwa”, jak to się określa w literaturze. Niosą one
poważne zmiany w naszym codziennym życiu, często zasadniczo
zmieniając jego jakość. Pisaliśmy już w Listach do Przyjaciela, że
osoby po polio w sposób aktywniejszy od innych osób z
niesprawnościami narządu ruchu, z innymi schorzeniami, uczestniczyły
w życiu społecznym, w tym wchodząc w związki małżeńskie. I właśnie o
tym jest ten artykuł. Na przykładzie swojej rodziny autor ujawnia
nam problemy jakie PPS wniósł w ich związek, jaki wpływ miał na
relacje rodzinne i w jaki sposób
-
chroniąc swoją psychikę -
mieć siłę do umacniania wzajemnej więzi uczuciowej.
Tadeusz
Dr Adam Gruszczynski
Sprawy rodziny:
wpływ post-polio na relacje rodzinne
tekst
oryginału:
A Family Affair: The Impact of Post-Polio on Family Relationships
Jedną z uciążliwości bycia w związku z osobą cierpiącą
na chorobę chroniczną jest przekonanie, że jesteś z tym sam.
Wszystko jest nakierowane na osobę chorą i chociaż tak być powinno,
to ważnym jest nie zapomnieć, że partner sam też musi się przystosować do
sytuacji związanej z chorobą bliskiej osoby.
W niniejszym artykule naszkicuję
swoją sytuację, gdy moja partnerka, dr Mavis Matheson, zaczęła mieć
problemy z post-polio i opowiem jak radziliśmy sobie w naszym
związku w miarę jak jej post-polio postępowało.
Mavis i ja poznaliśmy się w roku 1985 będąc
stażystami. Już we wczesnej fazie naszego związku Mavis wspomniała,
że miała polio i wyzdrowiała. Prowadziła aktywne życie, pływała
wyczynowo i lubiła wędrowanie oraz jazdę na nartach
-
wszystko to, co i ja lubię robić. Nie słyszała jeszcze o zespole
post-polio, więc nigdy nie przewidywała, że mogłaby w przyszłości
doświadczyć jakichkolwiek problemów.
Mieliśmy dwójkę dzieci i pracowaliśmy
razem w tej samej klinice przez pięć lat. Podróżowaliśmy i
cieszyliśmy się wspólnym życiem – wszystko układało się całkiem
dobrze. Ona była jedną z tych aktywnych osób „typu A” i zawsze
robiła pięć rzeczy równocześnie.
W 1991 zdecydowaliśmy się otworzyć własną klinikę. To wymagało wielu
przygotowań organizacyjnych i Mavis zajmowała się wszystkimi
szczegółami. Zaczęła czuć się coraz bardziej zmęczona, potrzebowała
więcej snu i stawała się drażliwa. Ja także stawałem się drażliwy i
zaczęliśmy się od siebie oddalać. Myśleliśmy, że zmiany w naszych
stosunkach były spowodowane stresem związanym z uruchamianiem
kliniki i oczekiwaliśmy, że wszystko wróci do normy po jej otwarciu.
I tak się stało. Podzieliliśmy się praktyką lekarską, ja pracowałem
3 dni w tygodniu, a Mavis 2 i 1/2. W ten sposób mieliśmy więcej
czasu dla siebie i dzieci.
Na początku 1993 zauważyłem, że Mavis oddala się emocjonalnie. Była
zmęczona, częściej kładła się do łóżka i uskarżała się na różne
bóle. Bardziej kulała i spędzała weekendy dochodząc do siebie po
tygodniu pracy. Na wiosnę jej objawy się nasiliły. Mavis zaczęła
czytać o post-polio i szybko zrozumiała, że to, co czytała,
opisywało to, czego doświadczała. Jej lekarz rodzinny nie był
pomocny, gdyż nigdy nie miał do czynienia z post-polio.
Mavis wiedziała, że musi dokonać zmian w swoim życiu.
Skróciła pracę o pół godziny każdego dnia i zaczęła dojeżdżać do
pracy samochodem, zamiast chodzić pieszo. Stwierdziła, że kończyła
dzień w lepszym nastroju, ale nigdy nie była pewna, czy będzie w
stanie przetrwać następny dzień.
Wszystko wyszło na jaw w roku 1993,
kiedy dostałem telefon od recepcjonistki w klinice z informacją, że
Mavis zażywa lekarstwa z apteczki. Przeklinałem sam siebie, że nie
zdawałem sobie sprawy jak daleko to już zaszło. Wypierałem ze
świadomości jej chorobę i nie zwracałem wystarczająco uwagi na
rzeczywisty stan zdrowia Mavis.
Przeorganizowaliśmy nasze obowiązki w klinice, Mavis wzięła trochę
wolnego, a ja zacząłem pracować na pełny etat. Nie pracując zawodowo Mavis
poczyniła obserwacje dotyczące swojego zaangażowania ruchowego przy
zajęciach domowych i stwierdziła, że robi przeszło 300 kroków po
domu dziennie nawet ograniczając zakres prac i starając się
odpoczywać. Mieszkaliśmy w domu czteropoziomowym, łazienka była na
jednym poziomie a kuchnia na innym. Zrozumiałem, że musimy
przeprowadzić się do domu jednopoziomowego.
W ciągu jednego krótkiego miesiąca
przeszliśmy od fazy wspólnej równo rozłożonej pracy do stanu, gdzie
Mavis nie pracowała, ja pracowałem na pełnym etacie i nasza rodzina
zmuszona była zmienić dom. Musieliśmy także spróbować wyjaśnić, co
się dzieje dzieciom, które miały w tym czasie 3 i 6 lat.
Z upływem czasu Mavis zdała sobie
sprawę, że może
wykonywać coraz mniej czynności. Nie zdrowiała
i stawała się coraz bardziej zmęczona, nawet z jej zmodyfikowanym
planem dnia. Stawała się coraz bardziej przygnębiona. Ja również
stałem się zestresowany i drażliwy i nie wiedziałem, co zrobić, aby
poprawić tę sytuację.
Stwierdziłem,
że wstaję później i pozwalam sobie być
bardziej znużonym, myśląc - jeżeli ona jest zmęczona, to ja także
powinienem. To nie jest bardzo racjonalne, ale kiedy ludzie są pod
wpływem stresu, to nie są zawsze racjonalni.
W końcu Mavis uparła się, żebym
poszukał porady. To było przydatne, ponieważ kiedy dorastałem, moja
matka cierpiała na poważna depresję. Było to podobne do życia z
kimś, kto ma chroniczną chorobę. Były okresy, kiedy przychodziłem do
domu i nie wiedziałem, jaką sytuację zastanę. Kiedy odszedłem z
domu, myślałem, że zostawiłem chroniczną chorobę za sobą i nie będę
musiał więcej mieć z tym do czynienia. Teraz byłem znów w tej samej
sytuacji, tylko bez świadomości, że to tylko kilka lat i będę mógł
odejść. To było trudne do zniesienia.
W czasie jesieni nasza sytuacja wciąż
się pogarszała i tuż przed Bożym Narodzeniem Mavis znalazła się w
szpitalu z powodu obaw, że jej stan zdrowia może być spowodowany
przez SM lub SLA. Była tydzień w szpitalu i miała zrobione wszystkie
testy. Lekarze stwierdzili, że "to jest tylko psychosomatyczne". Do
tego czasu przeczytałem już dostatecznie dużo, wiedziałem sporo i
wystarczająco długo obserwowałem Mavis, aby wiedzieć, że nie jest to
prawdą. Mavis była przygnębiona, a ja musiałem wspierać ją przez ten
psychosomatyczny nonsens.
W styczniu zacząłem prowadzić dziennik moich odczuć, w szczególności
tych, którymi nie za bardzo chcemy się dzielić ze współmałżonkiem.
Nie chcemy mu powiedzieć, że jesteśmy zmęczeni borykaniem się z
problemami, że jesteśmy zmęczeni niemożnością robienia czegoś i że
jesteśmy na niego źli. To nie jest wina partnera, lecz te uczucia w
nas tkwią i dziennik dostarcza im istotnego ujścia.
Mavis pojechała do dr Rubina Feldmana w Edmonton. Doktor wykonał
kilka prostych testów i zdiagnozował u niej klasyczny przypadek PPS.
Doradził jej zmiany, jakie musi poczynić, aby utrzymać istniejącą
kondycję fizyczną. Mavis dowiedziała się, że wiele zmian w stylu
życia, których już dokonaliśmy, było tym, czego wymagał jej stan
zdrowia.
Podczas gdy Mavis była w Edmonton, ja
kontynuowałem mój dziennik, zagłębiając się w swoje cele i wartości.
Zrozumiałem, że rzeczy, które uważałem za ważne w moim życiu były
dla mnie nadal dostępne w naszym związku. Było dla mnie ważne, by
podejmować wyzwania, rozwijać swoją osobowość i odczuwać
satysfakcję. Nasze wzajemne relacje stworzyły sytuację, w której
mógłbym mieć to wszystko. Nie musiałem uciekać, aby się spełnić.
W tym samym czasie zrozumiałem, że jedną z rzeczy, które Mavis
przeżywała, był lęk, że zostanie sama, że ją zostawię. Uznałem, że
powodem, dla którego nie uciekałem, był fakt zaspokojenia moich
potrzeb w naszym związku. Uświadomienie sobie, że Mavis obawiała się
mojego odejścia, dało mi szansę, aby pokazać swoje zaangażowanie w
nasz związek. Nie wzięliśmy dotychczas ślubu i uznałem, że to był
odpowiedni czas, by poprosić ją o rękę. To był dla niej ważny krok w
kierunku uświadomienia sobie, że jej nie zostawię.
Sprawy nadal nie układały się jednak tak, jak powinny i oboje
potrzebowaliśmy czasu, każde dla siebie. Mavis potrzebowała czasu,
by pogodzić się ze swoim stanem i znaleźć sposoby na odpoczynek i na
odzyskiwanie energii. Ja potrzebowałem czasu dla siebie, żeby
pogodzić się z tym, co działo się z nią, żebym miał czas na
opłakanie strat i przystosowanie się do naszych ostatnich zmian.
W maju 1994 roku sytuacja osiągnęła punkt krytyczny. Mavis stała się
tak zmęczona i tak przygnębiona, że sama zgłosiła się do szpitala. W
szpitalu przyzwyczaiła się
do spania po południu i do odpoczywania, i poczuła się
dużo lepiej. Ja w tym czasie zdałem sobie sprawę, że albo nasz
związek będzie dalej funkcjonował albo nie. Ciekawe, bo Mavis doszła
do tego samego wniosku w czasie pobytu w szpitalu. Zaczęliśmy
przystosowywać się do codziennego życia w bardziej stałym związku.
Odkryliśmy, że istnieje możliwość podróżowania z
niepełnosprawnością. Odkryliśmy, że są sposoby oszczędzania energii.
Wzięliśmy gospodynię. Odkryliśmy metodą prób i błędów, że jesteśmy w
stanie odbudować nasz związek. Zdaliśmy sobie sprawę, że ponieśliśmy
pewne straty, ale że były również nowe wyzwania, które czyniły nasz
związek wartościowym i ekscytującym.
Przeczytałem wiele książek o relacjach
rodzinnych i o chorobach chronicznych i odnalazłem tam bardzo ważne
wskazówki: Bądź świadomy swoich nastawień do choroby przewlekłej.
Jeżeli miałeś wcześniej kontakt z taką chorobą, to były z tym związane
bardzo pozytywne lub naprawdę negatywne wydarzenia, które mogły
zabarwić twoje postrzeganie i wpłynąć na twoje obecne relacje. Moje poprzednie
doświadczenie było bardzo negatywne i zakładałem, że aktualna
sytuacja również będzie taka.
Pomocnym jest życie w czasie teraźniejszym i nie rozpamiętywanie
czegoś, co mogłoby zdarzyć się jutro lub opłakiwanie rzeczy, które
się zmieniły. Zamiast tego, skoncentruj się nad tym, co dzieje się
dzisiaj. O jutro martw się jutro. Irytowanie się rzeczami, które
mogłyby się zdarzyć, jest poważnym marnowaniem energii. Znaj swoje
wartości i cele i bądź uczciwy wobec samego siebie.
Weź swój los w swoje ręce. Pogódź się z
sytuacją i przyznaj, że chcesz być w tym związku.
Jest również ważne, aby zachować granice i dać sobie jakąś
rozdzielność. Żyję z chorującą osobą, ale to nie jest moja choroba.
Jestem tym dotknięty, ale nie muszę cierpieć z tego powodu. Mogę
robić rzeczy, które lubię bez poczucia winy, że mój współmałżonek
nie jest w stanie ich robić. Ten rozdział daje mi energię, by
przyjść do domu i robić pewne rzeczy wspólnie i zajmować się
stresującymi aspektami naszego związku wtedy, kiedy się one
pojawiają.
Wszystkie te rzeczy są elementami troszczenia się o siebie i o swój
związek. Jeżeli nie będziesz troszczyć się o siebie, prawdopodobnie
nie będziesz pomocny dla swojego współmałżonka. Czasami trzeba
pogodzić się z tym, że przynajmniej sytuacja się nie pogarsza i być
może nawet się poprawi. Od czasu do czasu Mavis i ja odnajdujemy
jakąś stratę, której nie oczekiwaliśmy. Znajdujemy sposoby na
przystosowanie się do danej sytuacji i na pokonanie przeszkód.
Stwierdziliśmy, że nasz związek się trzyma, ponieważ razem
stawialiśmy czoła temu wyzwaniu. Każde z nas pracowało nad inną
częścią tego związku i potrafiliśmy wykorzystać rzeczy, których się
nauczyliśmy, do wspólnej pracy.
|