„Historia w obrazie zamknięta”

Historia w obrazie zamknięta – o fotografowaniu i nie tylko

„….Jak filmowy kadr swe życie znów oglądaj….” – to słowa z treści piosenki…

Do napisania tego tekstu sprowokował mnie list Eli, ale i korespondencja z Grażyną P. – a sprawa dotyczy fotografii.

Ja prawie zawsze mam przy sobie wysłużony 12 letni cyfrowy aparat. Mały, by mi nie przeszkadzał w poruszaniu się i zanotował to co przemija, to co zwraca moją uwagę, a w przyszłości wróci jak echo – trochę zniekształcone, bogatsze w barwy własnej wyobraźni, pamięci o tym co na obrazie i o tym czego tam nie ma, a co było wokół – osoby, zapachy, odgłosy.
Szanujmy wspomnienia bo warto coś mieć, gdy zbliży się nasz fin de siecle” – to już Skaldowie.
No, ten FIN DE SIECLE to może odłóżmy, ale fotografujmy to, co wokół.

Fotografia cyfrowa zdemoralizowała nas, bo pstryka się bez umiaru, wrzuca w komputer i …. zapomina w gąszczu katalogów, plików i innych komputerowych śmieci (bez obrazy). Ale to też i plus bo jest w czym wybierać, a powinno się to czynić tak mniej więcej po tygodniu, kiedy ochłonie się z radości pstrykania i wyeliminuje zdjęcia „mniej emocjonalne”.
Ma to parę zalet:
– dokonując wyboru uwalniamy się od zdjęć „nijakich”;
– analizując zdjęcia dostrzegamy, czego tam nie ma;
– widząc własne błędy uczymy się kompozycji zdjęć;
– sięgamy po instrukcję aparatu lub szukamy w internecie, jak zrobić lepsze zdjęcia.
Katalogujmy je, by wspomóc szare komórki w razie sklerozy.
Klikając prawym klawiszem na podpis zdjęcia zmieńmy jego nazwę, by nie było jakiegoś DSC, DCIM, OXY i parocyfrowego numeru, który potrafi odczytać tylko wtajemniczony w cyfrową fotografię.
Nauczmy się prostego programu do obróbki zdjęć (najczęściej darmowego) by wykadrować, rozjaśnić/przyciemnić zdjęcie i – co ważne – pomniejszyć jego cyfrową wielkość, by nie zapychać skrzynek mailowych, wysyłając je znajomym.
Nie są to sprawy trudne, a zajmują „pusty” czas dając dużo frajdy.
I jeszcze jedno – ze zdjęć, które nas urzekają róbmy odbitki – to inne patrzenie, a w dodatku patrząc na nie podświadomie uczymy się poprawnej kompozycji, że nie wspomnę o uśmiechaniu się do Wnucząt i szczebiotaniu „Ty, Ty, Ty bobasku”.

A teraz parę słów o zdjęciach – to moje wspomnienia z wędrowania po Pireusie.

Tak jak dla uszu echo, tak dla oczu własny cień – radocha przy wygłupach murowana. No nie piszcie, że nie wrzeszczeliście, by usłyszeć echo własnego głosu, albo zezując nie wystawialiście ozora, by go ujrzeć na cieniu, że nie wspomnę o dostawianych rogach z palców. Ja, ścigając się z cieniem, chciałem go wyprzedzić i zobaczyć czy  jestem ładny – ooo!

 

Samoloty i motolotniarz,
to chyba bez komentarza.

 

 

 

 

Mural, to malowidło na ogrodzeniu zakładów tłuszczowych w Pireusie. Jest to tylko fragment, a całość pokazuje proces wytwarzania oleju z oliwek – od posadzenia drzewka oliwnego, po konsumpcję oliwy. Cały mural ma około 50 metrów i znajduje się przy jednej z główniejszych i historycznych dróg, prowadzących z ateńskiego Akropolu do pireuskiego portu. W przeszłości był tu mur obronny, jeden z dwóch które tworzyły tzw. szyję obronną.

Problem ze zdjęciem całego muralu polega na dużym ruchu samochodowym, ale może jeszcze zmobilizuję się – dla Was (tu puszczam kokieteryjne oczko ).

Często jeżdżę tą drogą – właśnie na te moje „rowerowe” spacery i wpatrywanie się w statki ginące za horyzontem, gdzie nie kończy się świat, ale zaczyna wyobraźnia i … marzenia.

Miało być o robieniu zdjęć – a rozmarzyło mi się…
 Jurek

P.S. W „gadulstwie” zapomniałem napisać najważniejszego:

FOTOGRAFUJCIE i dzielcie się z innymi.
 RADOŚĆ DZIELONA Z INNYMI – POMNAŻA SIĘ !