„Niech staną zegary, zamilkną telefony… Nie potrzeba już gwiazd…” (W. H. Auden)
Zegary nie staną, ale pozostaną WSPOMNIENIA, które są jak drogocenny klejnot. To nic, że zawierają tęsknotę, czasem są mokre od łez. Warto je pielęgnować i warto się nimi dzielić.
TADEUSZ…
Miał niezwykle ujmujący, nadal trochę chłopięcy uśmiech. Uśmiechał się całym sobą, oczami, ustami, gestem. Jakby tym uśmiechem bronił się przed światem, jakby chciał przekonać siebie i innych, że ten świat nie jest całkiem smutny i bezbarwny, nie jest wrogi …
Dlaczego Jego odejście tak bardzo boli, czym zapisał się w historii mojej pamięci, dlaczego był dla mnie tak ważny?
Najpierw trochę faktów CV. Psycholog, absolwent UJ, współtwórca wspólnoty post-polio, budowanej początkowo na bazie mailowej grupy dyskusyjnej IPON-u, potem kontynuowanej w internetowej grupie wsparcia, zwanej „Klubem pod szczęśliwą 13-tką”, wreszcie w Stowarzyszeniu Polio+. Wyjątkowo cenił sobie działalność „klubową”, uważając, że w poplątanej sieci wzajemnych powiązań mailowych, czasem kontaktów osobistych, osoby złączone podobnym bagażem niezawinionego nieszczęścia mogą czuć się pewniej, bezpieczniej. Pilnował, by w tej grupie trzymać się zasad, że nikogo nie osądzamy, nie prowadzimy słownych potyczek, staramy się spokojnie tłumaczyć, co jest niejasne, pisać o tym, co chcemy ujawnić i szanować się nawzajem.
Tadeusz zafascynował mnie swoją profesjonalnością, wspaniałą narracją wypowiedzi i chyba to skłoniło mnie 12 lat temu do nawiązania kontaktu z grupą i zaoferowania swojej pomocy, jako konsultanta medycznego.
Tadeusz był bardzo zaangażowany w program edukacyjny, zainicjowany w okresie dużego zapotrzebowania na informacje na temat post-polio ze względu na znikomą ilość literatury w języku polskim i niewiedzę lekarzy. Był współautorem licznych tekstów popularno-naukowych, w tym mistrzowsko zredagowanych „LISTÓW DO PRZYJACIELA” po polio, ukierunkowanych na zmniejszenie lęku wywołanego nowymi dolegliwościami i zmniejszającą się sprawnością ruchową. Merytoryczną stroną listów na temat PPS i jego późnych następstw zajmował się lekarz po polio. Ale to Tadeusz nadał Listom ostateczną, niezwykle ciepłą i przyjazną formę, by nie obciążać psychicznie czytelnika. Chciał, by Przyjaciel „PO POLIO” stał się Przyjacielem „POST POLIO”, jako że żyliśmy ze skutkami polio przez całe życie, z nimi dorastaliśmy, potem angażowaliśmy się w różne aktywności. Tadeusz cierpliwie uczył nas, jak w życiu z post-polio, obarczonym świadomością narastających ograniczeń ruchowych i koniecznością zaakceptowania nowej sytuacji, znaleźć elementy optymistyczne, jak … zachować uśmiech. Dysponował ogromnym doświadczeniem i wiedzą na tematy związane z polio i post-polio. Wskazówki zawarte w opracowaniu „Lekarz ‒ specjalista od post-polio poszukiwany!” są swego rodzaju manifestem, zawierającym kardynalne zasady postępowania w przypadku PPS. Opracował „Ankietę osoby po polio” i przygotował publikację zawierającą wyniki badania wraz z obszernymi komentarzami, stanowiącą Raport o sytuacji osób po polio w Polsce.
Tadeusz był psychologiem przez duże P i choć nie przepadam za osobami z tą profesją, bo boję się psychologicznej manipulacji, byłam zaskoczona niezwykłą Jego wrażliwością, taktownością w udzielaniu wsparcia, zrozumieniem i życzliwością. Tak bardzo lubił spotkania z drugim człowiekiem, bo potrafił słuchać, wzruszał się, umiał pocieszyć werbalnym dotykiem, dobrym słowem. Jeżeli czegoś nie wiedział, a chciał udzielić rzetelnej, fachowej pomocy psychologicznej, studiował najnowszą literaturę z zakresu psychologii, w tym psychoonkologii.
Jak było trzeba, opowiadał… BAJKI na dobranoc, czasem w odcinkach, dawkując jak dobry lek nasenny.
Mimo, że we wczesnym dzieciństwie wirus polio potraktował go wyjątkowo brutalnie, pozostawiając z porażeniem 4-kończynowym, osłabieniem mięśni oddechowych i masywną deformacją kręgosłupa, do końca sprawdzał swe siły w morderczym biegu życia z przeszkodami. Niepełnosprawność nigdy nie była dla niego ograniczeniem, usprawiedliwieniem dla bierności, częściej była motywacją do działania, do kombinowania jak „obejść” przeszkody, wydawałoby się nie do pokonania. Do tej pory nie wiem, jakim nadludzkim wysiłkiem był w stanie samodzielnie wkładać ciężki wózek do swojego małego, ponad 20-letniego, czerwonego Fiata.
Tak jak wszyscy pragnął aktywnie żyć, bez stygmatyzacji i wykluczenia. Dzięki sile swojego charakteru, determinacji i otwartości na innych, skończył studia, pracował, założył rodzinę, zyskał duże grono prawdziwych przyjaciół. I co najważniejsze – tak znaczny stopień niepełnosprawności, na który nałożył się zarówno ból fizyczny, jak również najbardziej dotkliwy i przejmujący ból samotności wśród najbliższych, nie odbierał mu pragnień, marzeń. Mocno wierzył w to, że „słońce świeci wszystkim…”, że niepełnosprawność „nie oznacza, że jesteśmy mniej wartościowi, że nasze miejsce jest gdzieś w kącie życia”. Choć może sam nie zawsze potrafił zawalczyć o to dla siebie.
Nie był bez wad. Palił… To był wiecznie sporny temat naszych rozmów, licytowaliśmy się racjami, ale to ja miałam świadomość zagrożenia dla Jego słabnącej wydolności oddechowej. Zacytuję fragment, w którym tłumaczy się z tego nałogu: „Czy ja już pisałem w CV, że palę, tzn. paliłem? Chyba nie, bo się tego wstydzę, bo zawsze się znajdzie taki ktoś „bez wad”, że będzie miał powód do irytujących mnie wywodów. Ale od wtorku, ub., mogę powiedzieć, że nie palę, bo te trzy sztuki, wypalone bez „smaku” chyba się nie liczą. W „normalnych” warunkach za ten czas wypaliłbym po 10 papierosów w każdym z tych dni”. Miał ogromne poczucie humoru, dystans do siebie, do swojej niepełnosprawności (cyt. „na szczęście wiotkie porażenia kończyn sprawiają, że nasze upadki można porównać do takich, jakim ulegają bardzo zalani goście”), czasem potrafił rozśmieszyć do łez. Mieliśmy w planach zawiadomić, że … „odwołujemy PPS”, ale nie zdążyliśmy.
Ostatnie miesiące były dla Tadeusza bardzo ciężkie, przepełnione niepokojem, lękiem, zagubieniem w coraz bardziej niezrozumiałej, nieprzychylnej, absurdalnie bezwzględnej rzeczywistości. Był cichym, niezłomnym bohaterem w nierównej walce z otaczającym światem o Godność, tą najcenniejszą wartość dla każdego z nas.
W ludziach, których spotykał na swojej drodze, pozostawił niezatarty ślad…
Dla mnie był darem Niebios, odnajdę Go w konstelacjach gwiazd…
Ewa
Tadeuszu, i zaproszę Cię znowu do…tańca.
Jak na naszym obrazie, gdzie polne Strachy, zamiast trwać bez ruchu na swych drewnianych nogach w bezkresnej przestrzeni łanów zbóż, mogły … zatańczyć, oderwać się od ziemi w pogoni za niedościgłym marzeniem, wbrew złym kartom rozdanym przez los. Powiew wiatru nadaje zdarzeniu tempo i rytm, tak potrzebne do pełnego zaspokojenia, zmniejszenia niepokoju płynącego z niemożności i widocznych ograniczeń. Na to szaleństwo pozwolił Strachom mój przyjaciel malarz, Ziemowit Jastrzębski, który w swych obrazach, przepełnionych tęsknotą i nostalgią, przelewa na płótno nierozważne pragnienia i potrafi poruszyć nie tylko nieruchomego, polnego Stracha, ale i duszę odbiorcy…
Dołączam kilka zdjęć z prywatnego archiwum „Klubu czterech kółek”.